Najlepsze wspomnienia powstają w wyniku spontanicznego działania, błędów, braku wiedzy oraz siły wyższej. Tak bynajmniej 😉 wskazują moje doświadczenia z eksploracji bośniackich szutrów.
Bośnia i Hercegowina 2015
12.00 ZULU time
– Spokojnie dojedziemy, przecież zawsze możemy przełączyć na benzynę.
– A nie lepiej zjechać gdzieś do stacji?!
– Przeeestań!
Mostek, który widzicie na pierwszym zdjęciu mieliśmy okazję zobaczyć tylko dlatego, że od zawsze mam dosyć nonszalanckie podejście do kwestii tankowania paliwa. Gdybyśmy tego dnia działali rozważnie, a nie romantycznie, to zapewne tytuł odcinka brzmiałby „Ceny paliwa na Bałkanach”. Stracilibyśmy także okazję do prawdziwego orzeźwienia w naturalnym SPA. Było to doznanie które sprawia, że wspomnienia wracają do mnie w każdy upalny dzień i zachęcają do powrotu na Bałkany.
W drodze do Tuzli chcieliśmy wjechać na drogę, która prowadziła grzbietem pewnej góry. Jednak w żaden sposób nie mogliśmy znaleźć do niej dostępu. Za każdym razem odbijaliśmy się od zagrodzonych pastwisk lub lasów. Przy kolejnej próbie trafiliśmy na gospodarstwo, w którym mieszkali starsi Boszniacy. W pierwszej chwili postanowiliśmy zawrócić. Nie widać było drogi, a szanse na porozumienie oceniliśmy dosyć nisko. Coś mnie jednak tknęło i poszedłem zasięgnąć języka. Mówiłem długo, głośno i wyraźnie. Staruszek słuchał i kiwał głową, ale raczej mnie nie rozumiał. W końcu powiedział kilka słów, odwrócił się i odszedł. Pozostałem sam z urażona dumą. Nie minęła jednak minuta i podeszła do mnie jego żona, częstując mnie śliwkami. W tym samym czasie staruszek zaczął rozkładać ogrodzenie, za którym znajdowała się droga na szczyt.
Kilka dni później staraliśmy się przebić z Tuzli do Sarajewa. Miałem nawet gotowego tracka GPS, który miał nas sprawnie przeprowadzić przez góry. Niestety ogrom pracy przy samochodzie sprawił, że nie wgrałem go do urządzenia J Nie pozostało nam więc nic innego jak tylko jechać na azymut. Trzymaliśmy się dostępnych dróg i błądziliśmy jak Minotaur w labiryncie. Nie udało nam się odnaleźć pałacu w Knossos, ale za to trafiliśmy na urokliwy kościółek znajdujący się w środku lasu, z dala od cywilizacji. Chwilę później odbiliśmy się od przeszkody jaką stanowił zburzony most. Musieliśmy zawrócić i w ten sposób trafiliśmy na drogę, która wiodła dokładnie w tym kierunku, który sobie zaplanowaliśmy. Z punktu widzenia off-roadowego była idealna. Wąska, wijąca się wzdłuż strumienia, pośród gór, z licznymi drewnianymi mostkami o nieznanej wytrzymałości. Niestety w pewnym miejscu wymagała asekuracji taśmą, której nie posiadaliśmy. Zmusiło nas to do powrotu. Trasy nie przejechaliśmy i to kolejny powód, żeby wrócić na Bałkany.
Morał z tych historii jest taki, że mamy bezpośredni wpływ na to jak będą wyglądały nasze wyjazdy. Przygody są dziełem przypadku, jednak możemy je prowokować wychodząc ze swojej strefy komfortu, podążając ścieżkami innymi niż wszyscy i podejmując decyzje, które nie zawsze maja racjonalne uzasadnienie.
Jeśli wydaje Wam się, że bez terenówki nie możecie liczyć na takie atrakcje, zerknijcie jak na bałkańskich szutrach poradziło sobie osobowe Volvo 850.
Bałkańskie szutry – galeria: